Rozmowa z Tymkiem Borowskim, autorem fragmentu wystawy „Miasto na sprzedaż” poświęconej przyszłości reklamy zewnętrznej „Przyszłość outdooru wytłumaczona prościej, niż to możliwe”.
Tomasz Fudala: Dlaczego przestałeś malować?
Tymek Borowski: Znudziło mi się drążenie malarstwa, które było programowo bezideowe, programowo po nic. Jednocześnie moje obrazy stawały się coraz bardziej szczegółowe, a ich materialność – frustrująca, kiedy na przykład – cały dzień schodził mi na tym, żeby idealnie na gładko zamalować tło na jeden kolor. Czułem, że coś mnie omija.
TF: Tzn?
TB: Chciałem zacząć zajmować się tematami, które wydawały mi się naprawdę istotne, naprawdę współczesne, ale malarstwo nie bardzo się do tego nadawało. Namalowałem kilka obrazów będących w pół drogi, np. Autoportret (http://www.tymekborowski.com/self-portrait/) – głowę wypełnioną setką pól z rysunkami i tekstem. W końcu postanowiłem zmienić medium na film, grafikę komputerową i internet. Od zawsze interesowałem się technologią, a Photoshopa używałem zanim zacząłem malować. Próbowałem pisać własne programy, robić proste scenki w 3D. To zawsze było gdzieś obok.
TF: Skąd wobec tego wzięło się zainteresowanie starym malarstwem?
TB: Z powodu rodzinnych tradycji i braku innego pomysłu poszedłem na akademię. No i wciągnąłem się, rysowanie i malowanie sprawiało mi dużą przyjemność. To nie jest tak, że uważam tego typu “czysty formalizm” za coś złego. Po prostu teraz jestem tym totalnie przesycony i szukam w innych okolicach.
Wystawa w Emilce była świetną okazją na poszerzenie horyzontów - dzięki owocnej współpracy z Piotrem Koźniewskim i jego firmą 3R Studio (http://3rstudio.com/) mogłem poznać bliżej technologię Rzeczywistości Rozszerzonej (AR) i inne, związane z urządzeniami mobilnymi. Przy okazji urodziło się dużo nowych pomysłów.
TF: Zauważyłem, że Twojemu zainteresowaniu technologią, memami internetowymi, filmikami edukacyjnymi z youtuba towarzyszyła ogólna refleksja nad współczesną sztuką. Pamiętam wasze nieco ironiczne prace tworzone wspólnie z Pawłem Sysiakiem, w których zastanawialiście się nad paradoksami funkcjonowania świata sztuki, instytucji i artystów. Korzystaliście przy okazji ze stylistyki prostych animacji, jakich pełno jest w internecie.
TB: Cały czas się nad tym zastanawiamy, z tego zastanawiania powstała prowadzona przez nas Billy Gallery (https://www.facebook.com/billygallery). Pracujemy nad nowymi modelami funkcjonowania sztuki, pasującymi do naszych czasów. W tym momencie jesteśmy na finiszu robienia zbiorowej wystawy. Zapytaliśmy kilkadziesiąt osób, co jest dla nich naprawdę ważne, prosząc o pokazanie tego przy pomocy minutowego filmu. Taki pomysł, żeby uderzyć prosto z mostu i zadać najważniejsze pytanie za cenę wszystkich skrótów i nieścisłości. Nakłonić ludzi, żeby obstawili jakieś wartości. I udało się - sporo osób dostarczyło zaskakująco proste, bezpośrednie filmiki, w których porzucają ironię i artystyczne strategie. Gołym okiem widać jak sztuka na tym zyskuje.
TF: Cofnijmy się jeszcze do robienia przez was dzieł na zamówienie. To bardzo krytyczna wypowiedź wobec świata sztuki. Projekt z zamawianiem prac zainspirował mnie do zaproszenia cię do wystawy w Muzeum. „Miasto na sprzedaż” to jest wystawa złożona ze „zleceń”, chałtur, prac drugorzędnych, bo tak bardzo często traktuje się reklamę. Zarówno historia zlecania reklam, jak i ich status jako mało znaczących faktów wizualnych prowokował do zajęcia się tym tematem. Reklama jest przecież odwiecznym składnikiem miasta, elementem ulicy, ale też naszym codziennym towarzyszem.
Wy z Sysiakiem mówiliście prosto „napisz do nas, złóż zamówienie, a wykonamy dla Ciebie dzieło”. W tej zleceniowości podoba mi się bardzo, że stawiacie sprawę jasno i traktujecie sztukę jak zadanie, zagadkę do rozpracowania. Tak bardzo często działo się w reklamie i powstawały reklamy wyjątkowe.
TB: Podchodzę do tego pozytywnie, to jest inspirująca sytuacja. Dzieło zawsze ma jakieś ograniczenia. Czasem ogranicza zamówienie i klient, czasem temat wystawy a czasem jakiś problem który cię męczy i musisz się z nim rozprawić. Dużo osób pracuje “na dwóch frontach”. Z jednej strony robi coś czysto artystycznego, a z drugiej rzeczy całkowicie komercyjne. Ale po co tak niezdrowo to rozdzielać? Po co ukrywać działalność komercyjną, chować połowę siebie? Nie mam problemu z tym, że robię coś jako artysta, ale składam też książkę i projektuję stronę internetową.
Jednocześnie z Billy Gallery otworzyliśmy Czosnek Studio (https://www.facebook.com/CzosnekStudio), kolektyw dizajnerski. W tej chwili - co może być ciekawe w kontekście “Miasta na sprzedaż” - robimy min. serię plakatów czerpiących z estetyki polskiego, przaśnego dizajnu lat 90. Próbujemy - bez ironizowania - wyciągnąć to, co jest skutecznego, działającego w tamtych projektach.
TF: Czy tradycyjne dzieło sztuki np. rysunek kłóci się z technologią? Twoje rysunki, podobnie jak prace ilustratorów pokazywanych na wystawie Ilustracja.pl świetnie sobie radzą z tym, że są pokazywane na tabletach, a nie na papierze. Zaskakujące, jak rysunek dobrze sobie radzi w mediach społecznościowych. Twoja praca na wystawie „Miasto na sprzedaż” łączy dwie nieprzystające pozornie rzeczy: prastary komiksowy dymek narysowany ręcznie i technologię 3D.
TB: Kompletnie nie widzę konfliktu między tradycją a technologią. Współpraca z 3R Studio jeszcze mocniej przekonała mnie, że artyści powinni umieć posługiwać się najnowszymi technologiami. Ale nie na zasadzie ekscytacji nowinkami, tylko normalnego używania ich. Mam wrażenie że to się udało. Takiego wykorzystania rzeczywistości rozszerzonej nie było jeszcze na żadnej wystawie w Polsce. Chciałbym bardzo zrobić coś dalej w tym kierunku.
Świat sztuki jest niekompatybilny z nowymi technologiami, ale na innym planie. Cyfrowe, demokratyczne sposoby dystrybucji kultury odsłaniają absurdalność tego, że “dzieło” jest z reguły materialne, unikatowe, trudno dostępne. Sam - jako artysta - chciałbym, żeby to, co robię było jak najprostsze w dystrybucji, jak najłatwiej osiągalne dla odbiorców.
TF: A jak dalece interesuje cię używanie perswazyjnych mediów i języka zrozumiałego dla wszystkich? Czy to nie utopia prowadząca do banalizacji i tabloidyzacji sztuki? Pozbywamy się trudnych słów na wszelki wypadek, bo może ktoś ich nie zrozumie…
TB: Myślę że to nie utopia, trzeba komunikować się tak prosto, bezpośrednio i zrozumiale jak to tylko możliwe, nawet jeżeli nasz komunikat zabrzmi głupio czy banalnie. Oczywiście upraszczanie też ma swoje granice, ale współczesna sztuka jest absurdalnie przesubtelniona i rozdrobniona w milionach intelektualnych szczegółów. Radykalne uproszczenie języka nie doprowadzi do jej tabloidyzacji. Raczej do lekkiego znormalnienia. Wydaje mi się że w tym kawałku wystawy udało nam się opowiedzieć zrozumiałą, wciągającą i komunikatywną historię. Z tego co wiem, widzom bardzo się podoba. Jestem bardzo zadowolony.
TF: Pasuje jak ulał do reklamy, która jest sztuką perswazji. Ale twoja praca na wystawie mówi o tym, że wizualność gwałtownie się zmienia. Co się stanie z komunikacją wizualną? Czy wierzysz w triumf memów walczących o naszą uwagę. A może one już wzięły górę?
TB: Tak, “śmieszny obrazek” z internetu to niesamowicie potężna rzecz. W ostatnich latach widzieliśmy w sieci eksplozję memów - to były miliony artystów, których praca oceniana była w czasie rzeczywistym, to był dobór naturalny i ewolucja języka wizualnego w tempie eksplozji atomowej. Memy wykształciły min. niesamowicie skuteczny język plastyczny. Wiele z nich dotyka naprawdę ważkich problemów. Należy traktować je tak samo poważnie jak “prawdziwą” sztukę.
Informacja idzie w stronę kultury wizualnej. Zamiast sążnistych esejów, wolimy infografiki czy prezentacje. Przyznajemy sie do tego - często w komentarzach pod tekstami spotkamy akronim TL;DR (too long ; dind’t read). Cieszy mnie brak zażenowania w takiej deklaracji, to dosłowne spełnienie postulatu zgłaszanego przez Gombrowicza gdzieś w Dziennikach. Nie chodzi o wyrugowanie słowa pisanego, chodzi o optymalne i swobodne korzystanie z mixu wszystkich dostępnych środków - w imię lepszej komunikacji.
TF: Dziękuję za rozmowę.
Zobaczcie także stronę internetową Tymka Borowskiego: http://tymekborowski.com