Z Januszem Kowalczykiem (Art Plus s.c. M. i J. Kowalczyk), wykonawcą projektu architektonicznego studia WWAA, rozmawiają Tomasz Fudala (kurator) i Michał Ziętek (producent wystawy)
Tomasz Fudala: Za kilka dni architektura naszej wystawy projektu studia WWAA zostanie rozebrana i przestanie istnieć, gdyż wystawa dobiega końca. Chcieliśmy porozmawiać o niej z wykonawcą, który włożył w swoją pracę mnóstwo wysiłku. Czy nie obawiał się pan tak nietypowego zadania w ogromnej skali?
Janusz Kowalczyk: Obawy pojawiły się po obejrzeniu dokumentacji, która zawierała głównie rysunki architektoniczne i musieliśmy w krótkim czasie przygotować dokumentację wykonawczą. Potrzebowałem bardzo dużo sklejki o odpowiedniej klasie. Niestety niewielu było producentów mogących sprostać mojemu zamówieniu. Na szczęście dostawcą była solidna firma i w terminie otrzymaliśmy zamówiony materiał. Mimo wspomnianych obaw, mając już pewne doświadczenie w realizacji projektów dla Pani Moniki Sosnowskiej i Pana Zbigniewa Libery, chciałem realizować projekt -Warszawa w Budowie 4.
Michał Ziętek: A często współpracuje Pan z architektami? Czy to był pierwszy raz ?
Janusz Kowalczyk: Część naszych realizacji powstała na podstawie gotowych projektów architektów wnętrz. Podobnie jak projekt architektoniczny studia WWAA. W takiej sytuacji szczegóły wykonawcze ustalamy z inwestorem i architektem. Wielerealizacji wykonanych jest tylko na podstawie pomysłów inwestora, któremu doradzamy i wykonujemy projekt. Jest on następnie realizowany w zakładzie. W takie zlecenie zaangażowanych jest kilkanaście osób. Ich doświadczenie i wzajemna współpraca daje oczekiwane rezultaty.Zauważyłem, że w latach poprzednich klient przychodził do warsztatu stolarskiego i zlecał wykonanie całości prac. Proces projektowania i wykonania był powierzony stolarzowi oraz jego warsztatowi. To zmienia się. Wielu klientów zatrudnia architektów odpowiedzialnych za fazę projektowania wnętrza, mebli lub zabudowy, zaś wykonanie trafia do zakładu.
Tomasz Fudala: Jak duży jest zakład?
Janusz Kowalczyk: Firma nie jest duża, specjalizuje się w realizacji indywidualnych projektów architektonicznych. Razem ze wspólnikiem Mirosławem Kowalczykiem zatrudniamy od 15 do 25 pracowników, w zależności od zamówień. Zakład od samego początku mieści się w Sulejówku, gdzie na początku lat dziewięćdziesiątych kupiliśmy grunt i pobudowaliśmy halę produkcyjną. Mamy własną lakiernię, ślusarnię i samochody dostawcze.
Michał Ziętek: Na ile taki projekt radykalnych architektów, do których należą twórcy ze studia WWAA, zostawia inwencję wykonawcy? Na ile pan interpretował to, co powstało na desce kreślarskiej?
Janusz Kowalczyk: Jako wykonawca bardzo szanuję wizję architektoniczną twórcy projektu. Ustalam co jest ważne dla architekta, a co mogę zmienić. Powstaje realizacja, która uwzględnia oczekiwania obu stron. Starałem się nie zmieniać architektury, natomiast w dużym stopniu ingerowałem w szczegóły konstrukcyjne i ułożenie faktury sklejek w gotowych gabarytach.Wykonaliśmy dokumentację warsztatowo-wykonawczą. Najwięcej czasu poświęciliśmy gabarytom podwieszanym do sufitu. Projekt zawierał jedynie ogólne wskazówki, jak należy je podwieszać, ale szybko okazało się, że dokumentacja budynku Emilki kryła niespodzianki. W części poświęconej konstrukcji stropu, była po prostu inna, niż w rzeczywistości. W trakcie realizacji wystawy musieliśmy skonsultować metodę podwieszania nie tylko z konstruktorami, ale również z firmą, która dostarcza materiały kotwiące. Jestem na bieżąco z nowinkami z różnych branż, nie wszystkie informacje dostaję przecież od architekta. Często bywam na międzynarodowych targach meblowych w Mediolanie, targach poświęconych obróbce drewna DREMA oraz targach komponentów do produkcji mebli FURNICA w Poznaniu, ale nie nadinterpretuję projektu.
Tomasz Fudala: A jak wam się pracowało w takiej modernistycznej ruinie? My dowiedzieliśmy się z archiwum TVP, że budynek Emilii zawalił się częściowo w czasie budowy?
Janusz Kowalczyk: Towarzyszyły nam obawy, że zaskoczy nas konstrukcja budynku. Był taki moment, że po próbnym odkuciu belki żelbetowej, pod tynkiem pojawiły się niespodziewanie przewodyelektryczne, dlatego kilkakrotnie musieliśmy zmieniać koncepcję wieszania elementów wystawy. Był problem z żelbetowymi powierzchniami, w których mocowaliśmy kotwy, zbrojenie układano dosyć przypadkowo i często w miejscu wiercenia-mocowania kotew trafialiśmy na pręty zbrojeniowe, które musieliśmy omijać. To bardzo komplikowało pracę.
Michał Ziętek: Budynek jest bardzo radykalny jako koncept architektoniczny, już sam system oświetlenia ukrytego w betonowych stropach zaskakuje.
Janusz Kowalczyk: O ile się nie mylę budynek był projektowany w połowie lat 60. To była bardzo odważna i ciekawa konstrukcja. Zapewne to oświetlenie komplikowało trochę wykonawcy budowę, ale daje ciekawy efekt.
Tomasz Fudala: Jeśli jeździ pan na targi do Mediolanu, to znaczy, że jest pan zainteresowany podpatrywaniem u innych i poszukiwaniem ciągle nowych rozwiązań. Czy to dzięki temu osiąga pan dobrą jakość wykonania?
Janusz Kowalczyk: W realizacji indywidualnych projektów osiągnięcie wysokiej jakości możliwe jest, gdy spełnione są dwa warunki, po pierwsze: kontrola procesu realizacji po drugie: właściwe doświadczenie osób zaangażowanych w projekt. Produkcja mebli na indywidualne zamówienie jest trudna, ale daje ogromne doświadczenie. I oczywiście jest szybko i dokładnie weryfikowana przez inwestora. Architektura wystawiennicza musi mieć jakość dostosowaną do funkcji jaką ma spełnić oraz wymagań zleceniodawcy. Elementy wystawiennicze wykonujemy od sześciu, może siedmiu lat, więc mam już doświadczenie w tym segmencie rynku.
Tomasz Fudala: Mimo tej skromności muszę przyznać, że rzadko spotyka się tak dobrze wykonaną architekturę wystawienniczą. My w tej wystawie odwoływaliśmy się do bardzo radykalnej architektury wystawienniczej, która jest totalna, bo przecież w szklanym budynku Emilii właściwie nie ma ścian, na których można powiesić prace, jak w starych muzeach.
Janusz Kowalczyk: Układ wystawy jest ważną częścią konceptu architektów ze studia WWAA. Nie tylko historia reklamy i pewne procesy, które zachodziły z upływem lat, ale sama architektura jest tu eksponatem, tzw. kompozycja przestrzenna. Tworzy przecież widoczne z ulicy litery WWB. To jest typ architektury, jaki proponował przed laty Stanisław Zamecznik , dająca określony, bardzo mocny efekt.
Tomasz Fudala: A na jakie problemy natrafił pan w swojej pracy?
Janusz Kowalczyk: Myślę, że pewnym problemem przy tej wystawie był czas, który był bardzo ograniczony. Wcześniej wspominałem również o podwieszanych gabarytach. Czas, który poświęciliśmy na ich wykonanie, był znacznie dłuższy niż pierwotnie przewidywałem.
Michał Ziętek: Jestem ciekaw jak to jest, że buduje pan tak zgrany zespół. Obserwowaliśmy ludzi zaangażowanych, którzy lubią swoją pracę. A przecież nie jest łatwo, bo pracownicy od początku muszą robić rzeczy nietypowe.Janusz Kowalczyk: Stopniowo przekonuję się do trudnych zadań wystawienniczych. Współtworzymy tutaj sztukę jako element duchowy, który nie jest tak namacalny, oczywisty jak inne zadania. To nie są standardowe rzeczy, które można zostawić wyłącznie inwencji pracowników. Wymaga współpracy całego zespołu, stanowi odskocznię od typowych prac stolarskich.
Michał Ziętek: Ale nie zapomina pan o kreacji jako części swojej pracy?
Janusz Kowalczyk: Wielokrotnie współpracowałem z artystami. Chcę zawsze dotrzeć do tego, co artysta chce pokazać. W momencie, kiedy mam jakiekolwiek wątpliwości, to kontaktuję się z nim. Nie mogę za daleko ingerować w jego dzieło, a jednocześnie mam satysfakcję z dobrze wykonanej pracy, zgodnej z zamysłem artysty.
Tomasz Fudala: Czy to, co pan robi jest nadal jeszcze niszą na rynku? Czy łatwo się panu wchodzi na zapomniane ścieżki perfekcji w trudnym rzemiośle, jakim jest stolarka? Wielokrotnie podkreślamy przecież, że choć Polska jest potentatem w produkcji mebli, ale szwankuje jakość i projektowanie. Pańskie meble są unikalne i nie są elementami wielkich serii.
Janusz Kowalczyk: Moje rzemiosło jest trudne i stanowi pewną niszę na rynku. Praca ta wymaga, by każdy projekt był wykonany perfekcyjnie. Nie ma miejsca na pomyłki, a zatem jest to proces bardzo czasochłonny. To powoduje, że nasze meble są jedyne i niepowtarzalne. W zakładzie wykorzystujemy zarówno stare stolarskie i ślusarskie technologie, jak również najnowsze oparte o materiały kompozytowe. Dzięki takiej różnorodności praca jest ciekawa.
Tomasz Fudala: Dziękujemy za rozmowę i ogromny wysiłek na rzecz festiwalu „Warszawa w budowie”
[STRONA INTERNETOWA FIRMY: www.artplusmeble.eu ]